Ta strona używa plików cookies. Przeglądając tę stronę zakceptuj ich używanie lub wyłącz zapisywanie cookies w ustawieniach przeglądarki.

Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Powered by ZSSalez

Najnowsze zdjęcia

SALEZJAŃSKIE PUBLICZNE LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE

SALEZJAŃSKA NIEPUBLICZNA SZKOŁA PODSTAWOWA

Krynica 2014

 

Kantata o deszczu, dwóch nartach i jeleniu.

KRYNICA 2014

Ach jak dobrze, przyszła zima!
Już śnieg pada i mróz trzyma.
Jest też zdrowo i wesoło,
bo śmiech dzieci słychać wkoło
 

To że pojedziemy na narty do Krynicy było wiadomo od grudnia, ale im bliżej wyjazdu, tym większe wątpliwości czy na pewno na narty? Dzisiaj, kiedy zima w pełnej krasie ze śnieżnymi zaspami i mroźnymi porankami jest oczywistą oczywistością, o tyle wówczas – nie. Czy brać kijki narciarskie, czy trekkingowe? Wizja lokalna na miejscu potwierdziła nasze obawy. Trasy narciarskie przedstawiały stan opłakany. Zawsze jeździliśmy na Jaworzynie Krynickiej, na czas naszego przyjazdu – nie było po czym. Decyzja – jedziemy do Muszyny na Szczawnik. I tak jak w dobrym filmie Hitchocka, zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później to napięcie jedynie wzrastało. Zaczęliśmy od jazdy w deszczu na resztkach śniegu, a później było tylko coraz lepiej. Ostatniego dnia mieliśmy tak alpejską pogodę i wyśmienite warunki narciarskie, że szkoda było wyjeżdżać.

Szesnastu pasjonatów białego szaleństwa z Gimnazjum Salezjańskiego w Przemyślu, pod opieką Księdza Dyrektora Mirosława Gajdy, niżej podpisanego, pana Piotra Marciniaka i grupki rodziców, 20 stycznia stanęło pod trasą narciarską w Muszynie- Szczawnik. I zobaczyliśmy śnieg!!! To była sensacja. To nic że przez cały czas jazdy lał deszcz, że odzież narciarska nie okazała się aż tak wodoodporna, że śnieg był brązowawy, ale był!!! Można było zadzwonić do rodziców z wiadomością – nie uwierzycie, ale jeździliśmy na nartach! Rozpoczęliśmy również zintensyfikowane modlitwy o śnieg, poparte monitoringiem prognoz pogody. Wtorek postanowiliśmy jeszcze zimie odpuścić i spędziliśmy w Krynicy, racząc się miejscowymi szczawami – Zuberkiem na czele, szalejąc na łyżwach i będąc w kinie. Późnym wieczorem wyszliśmy na nocny wypad na Górę Krzyżową, żeby chociaż z daleka zobaczyć Jaworzynę. Idąc stromo pod górę, w świetle latarek zobaczyliśmy prószący delikatnie śnieg! A na postoju dało się odczuć, że jest chłodniej. Hura!, nasze modlitwy zostały wysłuchane – będą śnieżyć. Na szczycie Krzyżowej zgasiliśmy latarki wsłuchując się w błogą ciszę. I ta została zakłócona przez tętent kopyt. To stadko jeleni miało nocny przemarsz i nieco powystraszało naszą młodzież. Równie mocnych emocji dostarczyło strome zejście z Krzyżowej i nocna sesja zdjęciowa w Krynicy.

Od środy rozpoczęła się prawdziwa jazda na stoku. Warunki się odmieniły o 180 stopni. Przy tym praktycznie nie było tłoku na trasach. Młodzież nareszcie mogła podoskonalić swoje umiejętności narciarskie i wyjeździć się do woli. Armatki śnieżyły non stop i tworzyły sztuczne górki. Jakże można było przepuścić taką okazję – co rusz któryś z naszych próbował choćby na sekundę poczuć się jak Adam Małysz. Nie zawsze udawało się im utrzymać telemark, tak więc mieliśmy okazję oglądać bliskie spotkania trzeciego stopnia ze śniegiem. Wieczorem Ksiądz Dyrektor sprawił niespodziankę. Poszliśmy na mecz hokeja - KTH Krynica: Cracovia Kraków. Można było na żywo pooglądać zawodowców w akcji i poczuć klimat sportowego wydarzenia.

Czwartek powitał nas lekkim mrozem i słońcem. Zrobiło się naprawdę kapitalnie, aż chciało się jeździć i jeździć. A gdy puchły już nogi to cała grupa się spotykała na stoku, wypinała narty i rozpoczynały się bitewne spotkania ze śniegiem w roli głównej, bez taryfy ulgowej dla kadry. Popołudniowe wizyty na lodowisku na tyle skutecznie dobijały uczestników, że nie było problemów z zaśnięciem.

Piątek był wisienką na torcie – najlepsze warunki z alpejskimi widokami i piękną aurą. Wprawdzie nogi zmęczone kilkudniową jazdą, ale nikt się nie oszczędzał, pragnąc wyjeździć się do ostatniej chwili. Po południu czas na zakup pamiątek i degustacja krynickich zdrojów. Późnym wieczorem tradycyjne „nocne wyjście” na Górę Parkową. Szybkie tempo pod górę, do utraty tchu. Na szczycie chwila odpoczynku na czas zdjęć i szalony bieg po sankostradzie do centrum. Mrozik zrobił się znaczny. Na tyle, że nasz bus rano nie odpalił. Musieliśmy improwizować żeby się dostać do Parku Linowego. Jakoś się tak dziwnie stało w tym roku, że najbardziej popularną i obleganą atrakcją Parku Linowego było … ognisko. Może dlatego że było minus 15 stopni i na trasach palce u nóg i rąk odmawiały posłuszeństwa. Ale i tak na huśtawce każdemu przyspieszało serce i wzrastał poziom adrenaliny. Widok imponujący dla widzów jak i dla huśtającego się. Jedynie Paweł odpuścił sobie, no ale miał poważne powody … siniaki. I chwile później już żegnaliśmy się z naszym gościnnym Pensjonatem Józefa. Wracając do Przemyśla zabraliśmy ze sobą tęgą zimę. Została z nami do dzisiaj.

Opr. Krzysztof Mazur

 

 

Logowanie