Wycieczka w Bieszczady

W dniach od 15 do 17 października 2014 roku odbyła się wycieczka klasy III b w Bieszczady.

 

Z opiekunkami – wychowawczynią M. Czekierdą oraz panią „Z” czyli I. Zasadny, które podjęły się wyzwania upilnowania nas,  przeżyliśmy wiele atrakcji, takich, że od samego słuchania o nich chciałoby się tam zostać na zawsze. Przyszedł pierwszy dzień i gdy tylko dotarliśmy na miejsce, zaczęliśmy naszą przygodę od tak zwanego Bieszczady Challenge. Przewodnik podzielił nas na dwie grupy – opiekunką jednej z nich została p. Czekierda, drugiej p.Zasadny. Bieszczady Challenge to gra, która miała nauczyć nas posługiwania się mapą i wskazówkami, a także sprawdzić naszą orientacje, w terenie. Zadanie polegało na znalezieniu fragmentów wiersza. Po drodze czekały nas ciekawe atrakcje, w dodatku darmowe jak na przykład kąpiel błotna czy nurkowanie w strumyku. W końcu po około dwugodzinnej wędrówce w błocie znaleźliśmy wiersze, a zwycięską grupą okazała się grupa pani Zasadny.

 Fragmenty, które znaleźliśmy miały utworzyć  część wiersza Jerzego Harasymowicza:

W górach jest wszystko co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka.

Po ukończeniu challenge’u pojechaliśmy do miejsca, w którym mieliśmy zamieszkać – w Pensjonacie Biały Wierch w Berezce. Wywarło ono  spore wrażenie na wycieczkowiczach. Gdy otrzymaliśmy klucze do apartamentów, każdy zajął swój pokój i wypakował rzeczy, następnie udaliśmy się na obiad. Po nim czekały nas kolejne atrakcje. Ścianka wspinaczkowa wywołała wiele emocji - przerażenie lub radość. Oprócz tego czekało nas wbijanie gwoździ, strzały z karabinu do paintballa i łuku, rzut siekierą, wyścigi nart i jazda segway’em. Mimo, że po południu złapał nas deszcz, nie zepsuł on naszego humoru. Wymęczeni zjedliśmy kolację i wróciliśmy do pensjonatu.

Drugiego dnia czekała nas wyprawa w wysokie Bieszczady. Rano, po zjedzeniu śniadania razem z przewodniczką udaliśmy się na Połoninę Wetlińską do schroniska „Chatka Puchatka”. Potem zdobyliśmy także szczyt Osadzki Wierch, a po drodze spotkaliśmy narciarza Andrzeja Grabiela, który niedawno zjechał na nartach z ośmiotysięcznika. Zdobycie Osadzkiego Wierchu kosztowało nas wiele trudu, niektórych nawet podeszwę, ale dla pięknych widoków było warto.

Po kolacji czekała na nas niespodzianka, którą był wstęp na basen i skorzystanie z sauny i jacuzzi. Nie wszyscy dali się namówić na to szaleństwo, czego powinni żałować. Oczywiście nie był to koniec atrakcji tego wieczora. Czekało na nas jeszcze ognisko z opowieściami o duchach i historia nazwy Bieszczady. Szczególnie ciekawa wydała nam się historia Dusiołów – przedmiotów, które miały nam dostarczyć, czego tylko zapragniemy, jeśli oddamy duszę diabłu. Jak głosi legenda, wisiorki spełniały prośby, ale tylko do czasu, potem odwracały się od nas. Sposób na pozbycie się Dusioła był jeden –  należało wsadzić go do bułki, potem owinąć chustą kupioną na odpuście i związać ją wstążką, po czym pozostawić w najbardziej uczęszczanym przez ludzi miejscu, a jeśli ktoś go wziął, klątwa przechodziła na niego. Dowiedzieliśmy się także, że nie mamy szans przeżyć spotkania z niedźwiedziem, jeśli ten przyjął już pozycję ataku.

Trzeciego dnia, po śniadaniu byliśmy już spakowani, czekały nas ostatnie atrakcje. Na początku wycieczka samochodami terenowymi z Polańczyka nad Solinę. Przejeżdżaliśmy przez łąki, lasy, przez rzekę i bagna. Nie wszyscy wyszli z tego czysto. Po przejażdżce czekał nas spacer po koronie zapory w Solinie. Na stoiskach z pamiątkami kupiliśmy Dusioły i małe upominki dla pań – drapaczki do pleców. W końcu udaliśmy się do ostatniego celu naszej wycieczki – Kamieniołomu w Bóbrce. Wejście zajęło nam nie więcej niż 20 minut. Po tym, czekał nas powrót do Przemyśla. Wszyscy byli zmęczyli, dlatego albo spali, albo siedzieli cicho, bo nie mieli sił, żeby się odezwać. Na pewno było coś w Bieszczadach, co wszystkich oczarowało, coś za czym niewątpliwie nieraz zatęsknimy.

Joanna Mielnik III b