Wiosna na drodze

bo kiedy w las wchodzę
słowa zostawiam na zewnątrz
 a  myśli cicho
przepływają przeze mnie
 

Na zimę w bieżącym roku można narzekać, ale wiosna udała się niesamowicie. Na pewno mogli to doświadczyć wagabundzi marcowego rajdu Gimnazjum Salezjańskiego w Przemyślu. Sobota i niedziela 29 – 30 marca obdarowała nas pogodą iście wakacyjną.  Nieśmiało, bo jedynie 11 uczestników rajdu, wybrało się na wiosenne wędrowanie po Pogórzu Przemyskim, zamiast wygodnie zasiąść przed TV, lub ekranem komputera.  Trasa wymagająca – Olszany – Bachów – Korytniki, z przewyższeniami 400 m n.p.m. i stromymi podejściami, ale za to te widoki… Rajd marcowy ma wyjątkowy urok.   Po zimie runo leśne jeszcze nie zdążyło się podnieść, ani zazielenić w pełni, tak więc przebierność jest wyjątkowa. Można przejść ścieżkami już za miesiąc nieosiągalnymi. Gdy wmieszamy w to pogodę na „krótki rękawek”,  to tworzy się klimat na epicką wyprawę. Podejścia pod górę, choćby te najbardziej strome, przejścia przez strumienie i potoki, choćby te najbardziej rwące, mijają w marszu niepostrzeżenie.  Jedynie głowa krąży na prawo i lewo, pragnąc nasycić oczy rzeczywistym albumem krajobrazów, panoram, pejzażów. Po przekroczeniu Olszanki, szybko minęliśmy Szopy, Na Orlińskim i najwyższą Chołowicką – 420 m n.p.m. a pomiędzy nimi strome zejścia i wejścia. A pomiędzy tymi podejściami delikatna, dziecięca zieleń traw, wiosennych kwiatów, nieśmiałych póki co pąków na drzewach i krzewach. Do tego jazda obowiązkowa – czyli głębokie wąwozy strumyków leśnych, które należy przejść, np. po zwalonych pniach, spotkania stadek saren, zajęcy i świergot witających miejską hałastrę ptaków.

Przerwa na „obiad z plecaka” wypadła przy cerkwi w Chyrzynce. Zanim tam dotarliśmy, udało się przejść suchą nogą przez bagienka. Morze suchych trzcin uginających się przed nami – za całą resztę można zapłacić kartą. Widok na dolinę Sanu i wzgórza nad Krzywczą sprzed cerkwi… Bieszczady w pigułce.

Do Bachowa dotarliśmy po zmroku. Szkoła przyjęła nas jak zwykle niezmiernie gościnnie. Po pizzy i ciepłej herbacie, pojawiły się siły na szaleństwo na sali gimnastycznej do późnej nocy. Rano po Mszy Świętej i śniadaniu, trzeba było zarzucić plecaki na obolałe barki, wbić spuchnięte stopy w buty i wyruszyć naprzeciw przygodzie. Przez Prymiatynę dotarliśmy do promu na Sanie i dotarliśmy do Krzywczy. Słońce jeszcze bardziej śmiało świeciło, niż wczoraj. Pomyśleć, że rok temu śnieg jeszcze leżał, a nam lodów się zachciało. Po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy szukać dogodnego miejsca na ognisko. Na nim obowiązkowa kiełbasa, a niedługo później z Korytnik, bus zawiózł nas pod szkołę. Rajd się skończył, ale jedno pewne – gdy będziemy sobie chcieli poprawić nastrój, wystarczy pooglądać zdjęcia z marcowego rajdu 2014.

    
 
opr. Krzysztof Mazur